Czy te dwa opowiadania nie są przypadkiem zbieżne ze sobą? Brzmią przecież podobnie. Czy Eugene i Alain oszukali swoich rozmówców?
Świadkowie Jehowy podczas rozmów lubią zadawać pytania: "gdzie zatem Jezus był po śmierci: w raju, w niebie, w grobie, czy „wstąpił do piekieł”? Przywołują np. słowa Pana wypowiedziane po zmartwychwstaniu: „Jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca” (J 20:17). Widać z tego, że Świadkowie Jehowy rzeczywistość pozaziemską mierzą kategoriami z tego świata. Bóg jest w tym samym czasie wszędzie, gdzie chce. Jezus od momentu, gdy wypowiedział słowa „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23:46), również wchodzi w nową rzeczywistość. Nie ogranicza Go czas i miejsce. Chrystus może być z jednymi, jak i z drugimi, jak sam powiedział: „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18:20); „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28:20). Jezus według pojęć ST nie musiał być zaraz z łotrem w niebie, gdyż w tamtym czasie wierzono w taki jakby przedsionek nieba, którym było „łono Abrahama” (Łk 16:23), tak zwany „hades sprawiedliwych”. Jeśli był z łotrem w tym właśnie raju, to wtedy zrozumiały staje się fakt, że po 40 dniach wstąpił na oczach Apostołów do Ojca, choć niewątpliwie wcześniej cały czas duchem był z Nim (por. J 13:1 – „nadeszła jego godzina, aby przeszedł z tego świata do Ojca”)." Włodzimierz Bednarski
Albo redaktorzy Strażnicy nie potrafią czytać ze zrozumieniem, albo z pełną świadomością wprowadzają czytelników w błąd. Wyrażenie "zstąpił do piekieł" nie może oznaczać grobu, bo wcześniej w Składzie Apostolskim jest powiedziane "pogrzebion" (został pogrzebany):
CZY CHRYSTUS PAN ODKUPIŁ WSZYSTKICH LUDZI
"Przygotowania do jubileuszu roku 2000 uświadomiły mi, że Chrystus, w perspektywie
dziejów ludzkości, przyszedł bardzo niedawno. Jeżeli ludzkość istnieje już setki
tysięcy, a może nawet miliony lat, to dwa tysiące lat stanowi zaledwie niewielką
cząstkę ludzkich dziejów. Słowo Boże uczy, że tylko w Chrystusie człowiek może
osiągnąć zbawienie: "Nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod
niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni" (Dz 4,12).
Osobiście z wielką wdzięcznością przyjąłem wyjaśnienie soborowej Konstytucji
duszpasterskiej, że Chrystus ma moc zbawiać również niechrześcijan, a nawet
niewierzących, którzy szukają prawdy i są ludźmi dobrej woli: "Skoro bowiem za
wszystkich umarł Chrystus i skoro ostateczne powołanie człowieka jest rzeczywiście
jedno, mianowicie boskie, to musimy uznać, że Duch Święty wszystkim ofiarowuje
możliwość dojścia w sposób Bogu wiadomy do uczestnictwa w tej paschalnej
tajemnicy" (KDK 22).
Pozostaje jednak pytanie o los wieczny tych setek i tysięcy, a może milionów
pokoleń, które żyły przed Chrystusem.
Mówi się czasem o Panu Jezusie, że jest On założycielem chrześcijaństwa.
Dostarcza mi Pan okazji do paru słów krytyki pod adresem tego określenia, które
rozpowszechniło się dopiero w czasach Oświecenia. Wprawdzie nie jest to określenie
fałszywe, zawiera się w nim jednak ukryte zaproszenie do traktowania chrześcijaństwa
jako zjawiska czysto ludzkiego, jak gdyby było ono tylko jedną wśród wielu religii
świata.
Otóż już w samych początkach wiary chrześcijańskiej z całą jednoznacznością
uczono, że Kościół istnieje od początku świata, tyle że do czasów Chrystusa Pana
istniał jedynie w formie niewidzialnej. Świadectwo tej wiary znajdziemy m.in. w
najstarszej zachowanej do naszych czasów homilii chrześcijańskiej, napisanej przed
rokiem 150: "Pełniąc wolę Ojca naszego, Boga, należeć będziemy do Kościoła
naszego pierwotnego, Kościoła duchowego, stworzonego pierwej niż słońce i księżyc.
(...) Kościół nie istnieje dopiero od dzisiaj, ale od początku. Był on bowiem
duchowy, tak właśnie jak nasz Jezus. Objawił się zaś w ostatnich dniach, ażeby nas
zbawić. Otóż Kościół, który był duchowy, objawił się w ciele Chrystusowym, aby
nam pokazać, że kto go zachowa w ciele i go nie zbezcześci, otrzyma go w Duchu
Świętym" (tzw.
Drugi List Klemensa do Koryntian 14).
Proszę zauważyć, że założenie Kościoła przez Pana Jezusa przyrównuje autor tej
homilii do tajemnicy Wcielenia. Tak jak Chrystus Pan nie zaczął istnieć w momencie
swego poczęcia, bo jest On Przedwiecznym Synem Bożym, ale wówczas zaczęło się tylko
Jego istnienie widzialne, w naturze ludzkiej -- podobnie jest z Kościołem: istniał on
od początku świata, a Pan Jezus w tym sensie go założył, że nadał mu postać
instytucji i wspólnoty, która istnieje również w wymiarze widzialnym.
Takie spojrzenie na Kościół było wśród pierwszych chrześcijan bardzo
rozpowszechnione, jak o tym świadczą jeszcze dwa inne, też pochodzące z połowy II
wieku, dokumenty: Pasterz Hermasa (
Wizja 2,4,1) oraz
Apologia św. Justyna Męczennika
(1,46,2). Św. Justyn, chyba jako pierwszy w historii Kościoła, mówi o żyjących w
czasach przedchrześcijańskich chrześcijanach anonimowych: "Pouczono nas, że
Chrystus to pierworodny Syn Boży i równocześnie Słowo, w którym uczestniczy cały
ród ludzki. Otóż ci, co prowadzili życie ze Słowem zgodne, są chrześcijanami, nawet
jeśli uchodzili za ateistów, jak na przykład wśród Greków Sokrates, Heraklit i do
nich podobni".
Jak widzimy, św. Justyn wyraźnie stwierdza, że nie jest to jego osobisty pogląd,
ale że takie pouczenie otrzymał od Kościoła. Otóż jeśli sobie uprzytomnimy, że
tajemnica Kościoła jest to tajemnica powołania do zbawienia, to okaże się, że już
Apostoł Paweł kilkakrotnie wspominał, że istnieje ona od wieków, a Chrystus Pan
nadał jej widzialność i całą skuteczność (Rz 16,25n; Ef 3,9n; Kol 1,26).
Dzisiaj, kiedy nawet gorliwi katolicy zbyt mało zauważają w Kościele jego wymiar
nadprzyrodzony, szczególnie warto sobie przypomnieć tę starą prawdę, że Kościół
również w tym nie jest podobny do żadnej instytucji czysto ludzkiej, iż jest
transcendentny wobec dziejów ludzkości: istnieje wcześniej, niż te dzieje się
zaczęły i nie przestanie istnieć, kiedy te dzieje dobiegną kresu. Kościół jest
bowiem wielką wspólnotą Bożych przyjaciół, przeznaczoną do życia wiecznego.
Żeby Pan mógł się jeszcze więcej nacieszyć tą prawdą o Kościele istniejącym
przed wiekami, przytoczę Panu jeszcze tekst Euzebiusza z Cezarei, napisany około roku
300: "Chociaż niewątpliwie jesteśmy nowymi ludźmi i chociaż narody dopiero teraz
poznały to rzeczywiście nowe imię chrześcijan, przytoczymy dowody na to, że naszego
życia i obyczajów, opartych na zasadach bogobojności, nie utworzyliśmy dopiero teraz,
lecz że od pierwszej, rzec można, chwili istnienia rodu ludzkiego szczęśliwie się
rozwinęły z pojęć, wrodzonych pobożnym ludziom danego czasu. (...) Gdyby kto
powiedział, że oni wszyscy, od Abrahama idąc w górę aż do pierwszego człowieka, dla
swej niewątpliwej sprawiedliwości są chrześcijanami z uczynków, chociaż nie z
imienia, nie rozminąłby się z prawdą. Imię to bowiem mówi wyraźnie, że
chrześcijanin, dzięki poznaniu Chrystusa i dzięki Jego nauce odznacza się
roztropnością, sprawiedliwością, wstrzemięźliwym życiem, mężną cnotą, wreszcie
wyznawaniem czci jednego i jedynego, najwyższego Boga. W tym wszystkim zaś oni płonęli
gorliwością nie mniejszą od naszej. (...)
Dlatego należy uznać, że pierwotną, najstarszą, wiekiem najpoważniejszą, przez
ludzi miłych Bogu takich jak Abraham odkrytą religią jest ta, którą teraz właśnie
wszystkim narodom głosi nauka Chrystusowa. (...) Dlaczegóż by więc nie można
przypuścić, że my, którzy się wywodzimy od Chrystusa, mamy ten sam sposób życia i
ten sam wyraz religii, jaki mieli niegdyś owi Boży przyjaciele? A zatem nie jest nową
ani obcą, ale naprawdę pierwotną, jedyną i prawdziwą formą służby Bożej ta
właśnie, którą nam podała nauka Chrystusa" (
Historia kościelna 1,4).
"Od Abla sprawiedliwego aż do końca świata -- wypowiada tę samą prawdę św.
Augustyn -- jak długo ludzie rodzą się i są rodzeni, wszyscy sprawiedliwi
przechodzący przez to życie stanowią jedno ciało Chrystusa" (
Kazanie 341,9,11).
Warto wiedzieć, że prawdę tę przypomniał również ostatni sobór (KK 2),
wykorzystując zresztą te właśnie sformułowania św. Augustyna.
I to jest pierwsza część odpowiedzi na Pańskie pytanie: Kościół jest tajemnicą
istniejącą przed wiekami, a zatem do zbawienia byli wezwani również wszyscy ludzie,
żyjący przed Chrystusem. Ci, którzy rzeczywiście szli przez życie drogą zbawienia,
zawdzięczali to łasce, której Bóg im udzielał ze względu na przyszłe zasługi
Chrystusa Pana. "Bo nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym
moglibyśmy być zbawieni".
Tę prawdę, że ci ludzie ery przedchrześcijańskiej, którzy rzeczywiście zbawienia
dostąpili, zawdzięczają je całkowicie Chrystusowi, a osiągnęli je dopiero po Jego
zbawczej śmierci, wyznajemy w słowach "Symbolu apostolskiego": "Zstąpił
do piekieł". Żeby nie wydłużać tego listu, nie będę tu omawiał tekstów
biblijnych na ten temat, bo są one łatwo dostępne (1 P 3,18-22; Ef 4,8-10; Hbr 11,39n;
Ap 1,18). Od razu przejdę do przedstawienia paru szczególnie charakterystycznych
pouczeń, jakie na temat prawdy o zstąpieniu Ukrzyżowanego do otchłani zostawili nam
Ojcowie Kościoła.
Zacznę od pochodzącego z ok. 180 roku świadectwa św. Ireneusza, duchowego wnuka
Apostoła Jana, bo jest ono napisane jakby specjalnie w odpowiedzi na Pański list:
"Chrystus przyszedł nie tylko dla tych, którzy uwierzyli Mu od czasów cesarza
Tyberiusza. Nie jest też tak, żeby Ojciec troszczył się tylko o ludzi, którzy żyją
obecnie. On troszczy się w ogóle o wszystkich od początku ludzi, którzy według swoich
możliwości i w swoim czasie bali się i kochali Boga, byli sprawiedliwi i troskliwi
wobec bliźnich oraz pragnęli zobaczyć Mesjasza i usłyszeć Jego głos. (...)
Dlatego Pan zstąpił pod ziemię, aby również im zwiastować nowinę o swoim
przyjściu, że jest odpuszczenie grzechów dla tych, którzy w Niego wierzą" (
Adversus
haereses 4,22,2 i 27,2).
Obraz Chrystusa Pana, ogłaszającego przebywającym w otchłani zmarłym dobrą
nowinę, zaczerpnięty został z 1 P 3,19. Otóż byłoby dużym uproszczeniem przypisać
pobłażliwie ten obraz nadmiarowi wyobraźni eschatologicznej u pierwszych chrześcijan.
Funkcją tego obrazu jest przekazanie nam prawdy, że z chwilą zbawczej śmierci
Chrystusa Pana zbawienie nie ogarnęło bynajmniej automatycznie wszystkich ludzi, którzy
umarli przed Nim, ale było ono przedmiotem wyboru każdego, kto je rzeczywiście
przyjął.
Piszący -- jakieś dwadzieścia lat po Ireneuszu -- Klemens z Aleksandrii wyraźnie
powiada, że Chrystus Pan zstąpił do otchłani nie tylko dla sprawiedliwych Starego
Testamentu, ale dla wszystkich ludzi spragnionych zbawienia: "Pan nie z żadnej innej
przyczyny zstąpił do Hadesu, jak tylko po to, aby i tam głosić Ewangelię. (...)
Sprawiedliwy, dopóki istotnie jest sprawiedliwy, nie różni się od innego
sprawiedliwego, czy to byłby człowiek Prawa Mojżeszowego czy Hellen. Bóg jest Panem
nie tylko Judejczyków, ale wszystkich ludzi, a bardziej bezpośrednio jest Ojcem tych,
którzy Go poznali" (
Kobierzec 6,46,2 i 47,2).
Podobnie pisał ok. 247 roku uczeń Klemensa, wielki Orygenes: Pan, "kiedy stał
się duszą pozbawioną ciała i przebywał wśród pozbawionych ciała dusz,
przyciągnął ku sobie te spośród nich, które tego chciały albo o których znanym
sobie sposobem wiedział, że są tego godne" (
Przeciw Celsusowi 2,43).
Zachowało się nawet świadectwo, że już katechumenów pouczano o tym, iż
dobrodziejstwo zbawienia ogarnęło również zmarłych, żyjących przed czasami
Chrystusa Pana. Oto co na ten temat mówił swoim katechumenom św. Cyryl z Jerozolimy:
"Zstąpił do piekieł, aby i tam zbawić sprawiedliwych. Bo powiedz mi: Chciałbyś,
aby żyjący stali się uczestnikami łaski, a ci, którzy od Adama tak długi czas byli w
więzieniu, nie mieli otrzymać wolności?" (
Katecheza 4,11).
Bo Chrystus Pan jest naprawdę kimś nieskończenie więcej niż założycielem religii
chrześcijańskiej. "On jest prawdziwie Zbawicielem świata" (J 4,42). Również
Zbawicielem wszystkich pokoleń, które były przed Nim."